Dobra, kwestia jest taka że wydaje mi się że osiągnąłem przysłowiowy "rock bottom", mianowicie,
zbytnio nie mam ochoty nic robić a jak mam ochotę to zanim się zabiorę a to to już ochota znika,
rzeczy które kiedyś sprawiały mi przyjemność i mnie choć na chwilę uszczęśliwiały to przestały to robić jak np. fotografia czy po prostu przejażdżki autem, rowerem etc.
Wstydzę się tego kim jestem, jak wyglądam, mówię itd
Sęk polega na tym że zbytnio nie czuje smutku, radości, gniewu, nie czuje tak naprawdę nic.
Osobę którą kocham staram się z całych sił żeby nie odrzucić a gdy przyjdzie co do czego to odpycham sam pomysł nawet gdy czuje że chciałbym ale nie mogę bo najzwyczajniej w świecie się wstydzę.
Jestem tak naprawdę w kropce, żyje ale nie odczuwam życia
zbytnio nie mam ochoty nic robić a jak mam ochotę to zanim się zabiorę a to to już ochota znika,
rzeczy które kiedyś sprawiały mi przyjemność i mnie choć na chwilę uszczęśliwiały to przestały to robić jak np. fotografia czy po prostu przejażdżki autem, rowerem etc.
Wstydzę się tego kim jestem, jak wyglądam, mówię itd
Sęk polega na tym że zbytnio nie czuje smutku, radości, gniewu, nie czuje tak naprawdę nic.
Osobę którą kocham staram się z całych sił żeby nie odrzucić a gdy przyjdzie co do czego to odpycham sam pomysł nawet gdy czuje że chciałbym ale nie mogę bo najzwyczajniej w świecie się wstydzę.
Jestem tak naprawdę w kropce, żyje ale nie odczuwam życia